Tapas to niewielka przekąska, podawana zarówno na ciepło jak i zimno. W kartach menu przodują tapasy z owoców morza, jednak zaraz za nimi plasuje się mnóstwo warzyw, mięs, pieczywa, etc. Hiszpanie zajadają się nimi przeważnie wieczorami, do alkoholu. Serwowane są w barach, gdzie znajdziemy tylko alkohol i przekąski, a także w restauracjach, gdzie za dnia można zjeść obiad, a wieczorami tapasy.
Tapas nie jest daniem jak przystawka – jedna mała porcja dla jednej osoby. Przeważnie jada się je w kilka osób – zamawia się kilka przekąsek i każdy z biesiadników kosztuje każdego tapasa. Z racji, że Hiszpanie zamawiają przekąski do piwa – czas konsumpcji rozciąga się wraz z każdym kolejnym piwem.
Warto poszukać dobrego baru z tapasami, czyli takiego, gdzie większość stolików jest zajętych, głównie przez Hiszpan. Podążając tą wytyczną trafiliśmy do baru o nieziemsko smacznych i przede wszystkim świeżych przekąskach. Polubiłam (bardzo! – pomimo, że dotychczas okrutnie unikałam owoce morza; oswajałam się jedynie z krewetkami) kalmary w postaci smażonych krążków, do tego zamówiliśmy pastę ziemniaczano – rybną z opiekaną bagietką i sepię w ziołach i oliwie.
Do tapasów niektórzy z nas zamówili butelkę wina, niektórzy lemoniadę (nie trudno się domyśleć co dla kogo…). I tu ciekawostka: w karcie pod angielską nazwą “lemonade” kryła się gazowana woda o smaku sprite, a w składzie jej: woda, tony słodzików i dużo E. Ale za to 0 kalorii :]