Minął miesiąc od narodzin Sońki – wdrożenie chyba się udało ;)
Nadszedł czas na zebranie (cholernie subiektywnych) przemyśleń związanych z całym tym zamieszaniem. Mam wrażenie, że mogą się niejednemu przyszłemu ojcu (a nawet matce) przydać. Myśli luźne, kolejność przypadkowa.
(bez tytułu)
Posiadanie dziecka jest niewyobrażalnym szczęściem i cudem. Koniec i kropka.
Bądź przygotowany
Improwizacja matką niespodzianki, a niespodzianki podczas porodu i chwilę po nim nie są wskazane. Serio.
Warto się wybrać do szkoły rodzenia (w Krakowie polecamy Koalę). Warto zwiedzić szpitale, w których może się odbyć finał – dzięki temu wiemy gdzie jest wejście (ważne szczególnie w nocy), jak wyglądają sale, kwestie znieczulenia, opieki, itd. Warto zaprosić do domu położną (NFZ gwarantuje masę wizyt położnej w trakcie ciąży i po urodzeniu za free!). Im mniej niespodzianek, tym łatwiej przebrnąć przez poród i pierwsze tygodnie.
Nie bój się
Wbrew pozorom nie tak łatwo popsuć noworodka. Warto wbić się w szpitalu (niezależnie od rodzaju porodu) do sali/miejsca, w którym dzieciaki są wstępnie konfigurowane (mierzone/ważone/myte/ubierane) po porodzie. Gdy zobaczysz jak położna robi to wszystko jedną ręką z zamkniętymi oczami, łatwiej będzie Ci to powtórzyć w domu. Generalnie dobrze jest wykorzystać do nauki położne w szpitalu/środowiskowe. Są zdecydowanie bardziej konkretne i na czasie niż babcie/ciocie/itp. A skoro o tym mowa…
Wyłącz rodzinę
Jeśli tylko macie możliwość i czujecie się na siłach, warto spędzić pierwsze tygodnie z “nowością” bez stałej obecności rodzinnych generatorów dobrych rad. Dwóch dorosłych rodziców na urlopie + położna pod telefonem, to w przypadku zdrowego malucha wystarczający support. Spokój jest w tym czasie bezcenny, a większość porad sprzed 30 lat i tak nie jest wspierana przez OSy dzisiejszych dzieciaków. Mama po porodzie potrzebuje bardziej intymności, niż odwiedzin.
Hibernacja wskazana
Tutaj informatykom teoretycznie powinno być łatwiej. W przypadku Sońki i tak podobno jest cudnie, bo młoda budzi się 1-3 razy w ciągu nocy na ok. pół godziny. Czasem zdarzy się nocna 5-krotna mega-combo-kupa podczas przewijania. Taka karma…
Trzeba się przygotować nie tyle co na mniej snu, co na tryb wielokrotnie przerywany.
Razem łatwiej
Obsługa dziecka to praca zespołowa. Są tematy, w których mama jest niezastąpiona i to na nią spada większość obowiązków. W tym miejscu wielki szacun dla Odjechanej (bez szydery)! Natomiast im bardziej zaangażuje się ojciec, tym jest łatwiej. I ciszej. I spokojniej. I kłótni mniej…
—
P.S. Zajebiste koszulki dostarczyło jak zwykle błyskawicznie koszulkowo.com
Gratuluje wdrozenia i przetrwania najtrudniejszego miesiaca. Nie dokonca zgodze sie z Twoim postem. Wedlug mnie pomoc rodziny jest rowniez wazna. Jest jedno ale nalezy ustalic kto bedzie nas wspieral i w jakim zakresie. Rozumiem, ze wszelkie ciocie dobre rady sa raczej utrudnieniem ale osobiscie nie wyobrazam sobie tego pierwszego miesiaca bez pomocy moich rodzicow. Przy pierwszym dziecku bylismy przez 10 dni w trojke i pomimo, ze wszystko niby bylo dopiete na ostatni guzik i tak sie wiele rzeczy posypalo. Po przyjezdzie mojej mamy udalo sie pewne sprawy ogarnac szybciej. Obecnie mam dziadka od zabawiania starszego malucha i babcie mistrza patelni i zarzdce spraw domowych.
Bez ich pomocy bardzo trudno by nam bylo ogarnac dwojke dzieci, dom i firme i do tego cieszyc sie rodzicielstwem.
Wiec nie przekreslajmy starszego pokolenia i nie dokonca tez ufajmy nowoczesnym rozwiazaniom jezeli chodzi o opieke nad noworodkami.
Pozdrawiam
Nie przekreślam, nawet przez myśl mi to nie przeszło. Chodziło mi bardziej o kontrolowanie tego procesu i dostosowywanie do potrzeb. My też mieliśmy babcie, rodzeństwo w odwodzie.
Przede wszystkim u nas nie było starszego rodzeństwa, nie mamy dużego domu, mieszkamy w mieście, gdzie Tesco dowozi zakupy.
Mi z urodzeniem Olgierda zainstalował się patch – “wake on cry” – działa niezawodnie do dzisiaj. Nie ważne jak zmęczony jestem, wystarczy że Olgierd zacznie w nocy marudzić, ja sekunę później jestem gotowy do działania.
Pierwsze dwa tygodnie z Tatą na tacierzyńskim były lepsze niż Błękitna Laguna. Ale mieliśmy potężną chęć podzielić się naszym szczęściem, stąd wpuszczaliśmy Obcych ;)
Dzielić się szczęściem – tak, wpuszczać Obcych – tak, jednak zadomawiać Obcych do pomocy, której nie potrzebujemy, bo nieźle sobie sami radzimy – nie koniecznie ;)
nieźle to ująłeś, ale… schody zaczną się później, moja mama zawsze mówiła: jeszcze będziesz z łezką w oku wspominać, jak leżała i nic nie chciała poza wiadomo cycaniem i … TAK JEST! Młoda ma 2,5 roku i jest w rozkwicie buntu, więc po makabrycznym ząbkowaniu ( czyt. mega marudności) przyszedł czas na wielkie NIE, cytuję moją królewnę: zupa nie, herbatka nie, mamusia nie, tatuś nie, do domu nie, na plac zabaw nie, pytam więc tę moją słodycz: to co byś chciała?, ona: ćekolatkę, ja na to: nie, ona: RYYYYYYYYYYYKKKKKKKKKKKKKKK! A z drugiej strony przychodzi i się przytula, całuje, ściska i tak serdecznie się śmieje, że aż się płakać chce ze szczęścia… Więc gratuluję wam maleństwa, cieszcie się nią, ja uświadamiam sobie, że czas nieubłaganie leci, kiedy patrzę na maluszki, a moja córcia już nie jest niemowlaczkiem i chociaż inaczej wyobrażałam sobie bycie rodzicem ( chyba sądziłam, że to czas wiecznej szczęśliwości – ha), to i tak uważam, że stan posiadania dziecka jest cudem największym na świecie. Pozdrawiam:)