1000 kilometrów w 100 dni – Udało się!

Kiedy podejmowałem wyzwanie przebiegnięcia 1000 kilometrów w 100 dni (bez dnia przerwy) nie spodziewałem się, że będzie tak ciężko. Od 19 sierpnia bez względu na pogodę, kondycję, zmęczenie czy lokalizację zaliczałem dychę. Kończę 2 dni przed czasem, bo starty w zorganizowanych biegach pozwoliły mi nadrobić kilka kilometrów.

Nie jest to wyczyn sportowo wybitny – sporo biegaczy (nawet w Polsce) wyciąga kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Dla mnie, jako eks-informatyka, jest to jednak Everest. Ewentualnie Rysy, bo jakiś Everest sobie jeszcze wymyślę.

Wielkie podziękowania należą się tym, bez których ta zabawa nie miałaby szczęśliwego finału. Przede wszystkim Odjechanej Żonie, która wierzyła, czekała i dopingowała. Danielowi – za wspólne treningi i starty, szczególnie w ostatnim biegu. Danusi (za wsparcie i wspaniały tort na mecie), Agnieszce (za doping i dzisiejszy bieg), Robertowi, Betince i całemu klubowi morsowemu Kaloryfer. Tomkowi “tete” i klubowi Zabiegani Częstochowa. Zwariowanej i niezawodnej siostrze Oli i Konradowi. Agacie, Tekielim, Szymaczkom oraz wszystkim, którzy trzymali kciuki. Pawłowi Kadyszowi za luźną inspirację jego akcją 100 zdjęć w 100 dni.

Dziękuję Wam.

Jak było?

Wykres mojej motywacji w ujęciu tygodniowym mógłby się przedstawiać mniej-więcej tak:

Chart.js Documentation

Na początku “heros” z wielkimi niczym arbuzy jajami myślał, że z każdym biegiem wynik będzie lepszy i w końcówce złamie 40 minut na 10 kilometrów. Z czasem proporcje organów wróciły, a szara rzeczywistość okazała się brutalna. Kondycja raczej spadała, a brak regeneracji dawał się we znaki. Wiedziałem już, że o rekordach mogę zapomnieć. Największy kryzys nastał w 10 tygodniu. Odwołany lot do Belgii wygenerował mi dramatyczne 3 dni (10 km biegu – odwołany lot – 1300 km za kółkiem – 3h snu – 10 km biegu – 8-godzinne spotkanie służbowe – 1300 km za kółkiem – 5 godzin snu – 10 km biegu). Kolejne były jeszcze gorsze – przebijałem 60 minut na 10 kilometrów. 74 dzień miał być tym ostatnim. Postanowiłem odłożyć decyzję do jutra, ale nie widziałem innego wyjścia. Na szczęście zmusiłem się do kolejnego biegu z Danielem, i jeszcze następnego, i… forma wróciła. W 13 tygodniu temperatura powietrza spadła do mojej idealnej (2-3°C) i przez 3 kolejne dni biłem większość endomondowych rekordów trasy 10 kilometrów. Piękny finał tygodnia zapewnił mi Daniel, zapraszając na Bełchatowską Piętnastkę. Pomimo dłuższej trasy i tłoku na starcie ponownie pobiłem rekord i z wynikiem 43m:49s ustanowiłem swoją życiówkę na 10 kilometrów. Nie spodziewałem się, że uda mi się wycisnąć taki czas. Ostatni tydzień wyzwania był wyjątkowo męczący, ale nie wypadało się już wycofać :)

Minusy

  • W zasadzie jedynym minusem akcji był kompletny brak czasu na regenerację organizmu. Gdyby ktoś wpadł na pomysł podobnego wyzwania – polecam tryb 6 dni biegu + 1 dzień odpoczynku.

Plusy

  • Regularność treningów, z którą zawsze miałem ogromny problem. Wyzwanie sprawiło, że temat wyjść na trening, czy nie? po prostu nie istniał. Trening stał się naturalną częścią dnia.
  • Wyrobienie nawyku unikania odkładania na później – niezwykle przydatny ficzer, przekładający się na inne aspekty życia.
  • Lepsza kondycja – w trakcie wyzwania kilkanaście razy biłem swoje życiówki dobijając do bardzo dobrych – jak na mnie – wyników.
  • Spadek wagi z 77,7 kg do 69,8 kg połączony z tajemniczym zniknięciem mięśnia piwnego oraz bokozwisów. Pojawiły się za to w wersji widocznej mięśnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia.
  • Regularne treningi sprawiły, że ilość pochłanianego przeze mnie jedzenia znacząco spadła – zacząłem jeść dopiero gdy byłem głodny i w ilości, która zaspokajała moje potrzeby. Bardzo rzadko objadałem się ponad miarę, co przed wyzwaniem było nad wyraz częste.
  • Sporo czasu na myślenie, projektowanie i – przede wszystkim – wyciszenie.

Statystyki

Krótkie podsumowanie akcji:

  • Całkowity dystans: 1000,51 km
  • Całkowity czas biegu: 86 godzin i 49 minut
  • Spalone kalorie: 76 189
  • Średnia prędkość: 11,5 km/h
  • Spadek wagi: 7,9 kg (z 77,7 do 69,8 kg)
  • Lokalizacje: Kraków, Tomaszów Mazowiecki, Katowice, Blachownia, Bełchatów, Warszawa, Poprad (Słowacja), Mol (Belgia)

Przed i Po

Co dalej?

Kolejne wyzwanie to Triathlon w wersji co najmniej Half-Ironman przed ukończeniem trzydziestki.

Jeszcze raz dzięki za wsparcie! Endomondowców zapraszam na swój profil.

elniño

elniño

Bezwzględny szyderca, dla którego niemożliwe nie istnieje.

1 komentarz

Dodaj komentarz